Reklama

W wolnej chwili

Kanonickie kolory

Niedziela Ogólnopolska 41/2023, str. 54-55

[ TEMATY ]

Opowiadania

commons.wikimedia.org, montaż: Anna Wiśnicka

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Stało się, choć plotka wyprzedziła dekret. Proboszcz został kanonikiem. Nie ukrywał specjalnie satysfakcji ani tego, że czekał na ten honor, i uważał, iż nareszcie, odpowiednia pora, choć mogłoby być i wcześniej. Okazało się też, że strój kompletny ma już w szafie od pewnego czasu.

– Już wróble ćwierkały, a okazja była. Namówili mnie – sumitował się.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Koronkowa komża, pięknie podbita czerwienią, mantolet, mucet, pas, no i dystynktorium.

– Łańcuch z medalionem – tłumaczył kościelnemu, zanim wyjął z futerału. – Naucz się, żeby nie było jak z ornatem... To był przytyk, bo kościelny od lat na ornat gotycki z uporem mówi azjatycki i nie ma siły, aby go przekonać, że jest inaczej.

Nie trzeba było go długo namawiać, żeby się wystroił na próbę w te wszystkie akcesoria. Wyglądał naprawdę dostojnie. Gospodyni aż ręce składała z zachwytu, choć i ona naraziła się swoją niewiedzą.

– A czemu nie ma tej krótkiej pelerynki?

– Widzisz, jakaś ty niedouczona. Albo mantolet, albo mucet. To zależy od święta. Nie zakłada się jednego na drugie. Ty byś mnie wystroiła!

Kościelny ogląda, poprawia. Widać, że jest ukontentowany, jakby część chwały i chluby spływała też na niego.

– To to jest ten mantel, a tamten jak?

– Powiedz mu, bo nie wytrzymam. On tak specjalnie. Dwóch słów nie zapamiętasz.

Reklama

– Czegoś mi tu brak – mówi niezrażony zupełnie i z pewną troską w głosie kościelny.

– Czego? – dziwi się proboszcz. – Nie podoba ci się?

– Nie to. Eleganckie i odszyte odpowiednio. Ale czegoś brak.

Proboszcz, dotąd zmarszczony, puka się w czoło.

– No, masz rację. Biretu. No, od razu widać fachowca.

Rozpromienione oblicze kościelnego świeci niczym kandelabr. Proboszcz wybiega na moment i pojawia się w nowym birecie na głowie. Zmiana polega na tym, że pompon u biretu ma kolor jaskrawoczerwony.

– No, teraz to całą gębą kanonik – kościelny aż cmoka z uznaniem. – To jak to zrobimy w niedzielę? – pyta.

– No właśnie jakoś trzeba podać do wiadomości, ogłosić – dopowiadam nieśmiało.

– Ale tam wiadomości. To swoją drogą. Proboszcz się musi pokazać w całej okazałości – dystansuje mnie o parę długości kościelny.

– E tam. Naprawdę? – proboszcz popatruje na nas z nadzieją, że to na nim wymusimy.

– Oczywiście. Jasne. Musowo – wszyscy troje, jeden przez drugiego, zapewniamy proboszcza, że to konieczne, naturalne i nieuchronne.

– No skoro tak, to się ubiorę i pokażę.

Po chwili markotnieje.

– Przypomniało mi się coś. Dajmy spokój. Nie uchodzi, na stare lata takie wygłupy.

– Ale o co idzie? – Niepokój kościelnego udziela się i nam.

– A bo żeby nie było jak z tym jednym. Ja wtedy jeszcze byłem wikarym, wszyscy się śmiali.

– Którym jednym?

Reklama

– Nie opowiadałem wam nigdy? E, chyba mówiłem.

– Mówił nie mówił, niech powie, jak zaczął.

– No dobrze. Ku przestrodze mi się przypomniało. Sytuacja podobna jakby ta, tu u nas, proboszcz zostaje kanonikiem. O, wtedy kanonik to było coś. No i cóż z tego, że mu konfratrzy zazdroszczą, jak jego parafianie nie wiedzą. No to w niedzielę się wystroił, jak i ja zamierzam i do czego mnie namawiacie, i staje przed ludźmi. Różnica jednak taka, że on nie miał wikarego. Sam odczytał dekret, pokazał i sprawdza, czy dobrze zrozumieli, jak mają się do niego teraz zwracać. Pyta dzieci: „No, kto ja jestem?”. „Proboszcz” – mówią, bo tak byli przyzwyczajeni. „E tam. Teraz kim jestem? No, patrzcie, mam takie guziczki czerwone, łańcuch złoty, taki pompon. No, kim?”. Dzieci gęby pootwierały, nie wiedzą. Proboszcz ponagla. No to jeden nie wytrzymał i mówi: „A chwalidupa”.

– Widzisz – zwraca się do mnie. – Żeby u nas tego nie było.

Jakoś nikomu nie do śmiechu. Speszył nas tą opowieścią. Nie na czasie.

– Ale gdzie tam. Zrobi się odpowiednio, skromnie. Ale trzeba, to urzędowa sprawa.

– O to to. Skromnie ma być. Na chwałę Bożą, a nie dla ludzkiego uznania.

– No to jak to będzie? – kościelny pyta o konkrety. – Jakiś fotel ustawić?

Reklama

– Zgłupiałeś? Normalnie będzie, skromnie. Nie słyszałeś? Fotel będzie stawiał. Ty jak coś czasami walniesz... Na pierwszej Mszy wikary odprawi, przeczyta dekret, ja się pokażę i pójdę do konfesjonału, jak zawsze. Tackę potem zbiorę. Na Sumie podobnie. Po wypominkach wikary, ja wyjdę i wrócę się przebrać, bo odprawiam. I tyle.

– Tylko tyle? – Kościelny jest rozczarowany.

– A co byś chciał?

– Jakoś uczcić trzeba. Pierwszy raz parafię spotyka taki honor i tylko tak.

– Nie parafię, tylko mnie. Chyba wiem, o co ci chodzi, jak ty chcesz czcić. Przynieś karafkę nalewki, tylko wiesz, tej lepszej. Swoją drogą masz rację, trzeba oblać, żeby się mole nie dobrały. Wiesz, ile to kosztuje?

I tak czciliśmy jeszcze ze dwa razy do niedzieli, bo mole to uparte i podstępne stworzenia, a łakome szczególnie na rzeczy nowe i eleganckie. W samą zaś niedzielę od rana była atmosfera niezwykłości, gospodyni mówiła wprawdzie, że miała jakiś zły sen i coś się stanie niedobrego, ale kto by tam na takie rzeczy zwracał uwagę. Proboszcz dokładniej niż zwykle ogolony, wypachniony, no i ubrany niecodziennie, prezentował się naprawdę uroczyście i okazale. W zakrystii podziwiany przez ministrantów, poprawiany przez kościelnego sprzeczał się z nim, czy ma wyjść w birecie, czy bez. Kompromis został osiągnięty przy wydatnym moim pośrednictwie. Wyjdzie z biretem, ale w ręku, a nie na głowie, jak chciał kościelny. No to chyba wszystko ustalone i gotowe. Organista już zaczął pieśń na wejście, a tu proboszcz klepie się po kieszeni i zatrzymuje akcję, bo czegoś tam ważnego zapomniał.

Reklama

– Poczekajcie, do kancelarii tylko się wrócę i już. Nie wychodźcie – woła jeszcze z progu zakrystii. Patrzymy za nim, bo drzwi zostawił otwarte, jak ptak kolorowy wygląda w tym stroju. Nawet ruchy nabrały lekkości, gdy tak truchta z pospiechem. Kościelny na moment odwrócił naszą uwagę jakimś zapytaniem, widzę tylko, jak przebiega przez drogę i niknie w furtce plebanii.

– Proboszcz leży – woła ministrant za chwilę. Biegniemy do drzwi zakrystii. Wyzbierał się szybko i biegnie żwawo w stronę zakrystii. Wpada lekko zadyszany.

– Chwila, chwilka – powstrzymuje nas i przed lustrem zaczesuje pożyczki z boków i tyłu na łysinę. Robi to tak energiczne, że łańcuch z dystynktorium pobrzękują na piersi. Widzę, że kościelnemu mina tężeje, robi się na przemian blady i czerwony na twarzy. Stoi za proboszczem, patrzy na jego plecy.

– Co tak śmierdzi? – pyta nagle jeden z ministrantów. Rozglądamy się wokoło. Rzeczywiście. Kościelny z przerażoną miną wskazuje na plecy proboszcza.

– Krówska kupa. Trzeba było uważać, a nie biegiem jak młodzik.

– Gdzie, co? – pyta oburzony proboszcz. – Który wdepnął? Jeszcze mi w dywan wytrą przy ołtarzu. Nogi wytrzeć wszyscy. Sprawdź, kościelny.

– To nie oni. Proboszcz ma na plecach.

Reklama

– Co mam na plecach, no co mam? Weź to ze mnie. – Próbuje sam sięgnąć ręką. Kręci się, odwraca tyłem do lustra, żeby samemu zobaczyć, ale w żaden sposób nie może. – Ja mam na plecach krowi placek, mam? – mówi z niedowierzaniem i kpiną na niedorzeczność taką w głosie. Ministranci chichoczą skrycie, kościelny ma twarz zafrasowaną, kiwa głową i rozkłada bezradnie ręce. Ja usiłuję z całej siły zachować powagę, bo sytuacja jest zarówno komiczna, jak i groźna – igramy z wybuchem proboszcza, a w równym stopniu przykra, tak się cieszył na tę prezentację.

– No to mnie wytrzyj, bo już trzeba wychodzić. Ile mamy się spóźnić? Mówi niecierpliwie do kościelnego. Tamten trzęsącymi się rękami próbuje jakąś szmatką, ale tylko się rozmazuje i jest jeszcze gorzej.

– Nie da się. Trzeba by najpierw nożem zebrać czy czymś takim i dopiero. Wycieranie nic tu nie da. Rozmazuje się ino.

– E tam, niedorajda jeden. – Proboszcz zdecydowanym ruchem zdejmuje mantolet i ogląda dzieło zniszczenia. – Aż tak? – mówi z niedowierzaniem i nagle purpurowieje na twarzy. – Czyje to krowy dzisiaj szły?

– Przecież wszystkie idą tędy na łąki z tej strony wsi.

Rzeczywiście, tuż za ogrodzeniem plebańskim jest droga na łąki i wszystko bydło idzie koło naszej furtki. Placki krowie to powszechny widok od wiosny do zimy. Zawsze, gdy wychodzi się z plebanii, trzeba je omijać. Proboszcz też do tego przywykł i nigdy o tym nie wspominał. Teraz potrzebuje na gwałt winowajcy, żeby rozładować złość i żal.

– Ja już wiem, czyja to mogła być. Nie zostawię tego tak. Co się śmiejesz z proboszczowskiego nieszczęścia? – ofuknął najbliżej stojącego ministranta. Wszyscy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przybrali poważne miny.

– I co tu robić teraz? – pyta chyba sam siebie, bo nie patrzy na nas, tylko na te plecy własnego mantoletu, który miał być dzisiaj uroczyście prezentowany.

Reklama

– Jak tu z czymś takim? A może – podnosi wzrok na nas – w samej komży? Albo tylko tak przodem wyjdę na moment i już, co?

– Nie. To będzie zmarnowane. Szkoda by było – mówi kościelny.

– Masz rację. Trudno. Odłożymy to na za tydzień. Wychodźcie już, bo późno. Nic dzisiaj nie czytaj, tego dekretu, wiesz? Żeby coś takiego zmarnowało uroczystość! – Sam nie może uwierzyć, choć trzyma w rękach i patrzy na brzydotę spustoszenia, jak powie przy obiedzie, i sziku szin po hebrajsku doda. Mrugam do kościelnego, żeby odwołał delegację parafian z kwiatami, którą żeśmy potajemnie zorganizowali, ale nic z tego, bo on z proboszczem zajęci tropieniem winowajcy. Trudno, dostanie kwiaty na zapas. Może mu to choć trochę osłodzi poczucie niezawinionej klęski. Chłopcy przy ołtarzu co chwilę popadają w histeryczne drgawki ku zgorszeniu bliżej stojących pobożnych niewiast. Nikt poza nami nie wie, co takiego dokonało się już w zakrystii, przed rozpoczęciem świętej Liturgii.

2023-10-03 14:20

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wypominki, wymianki

Wciąż ten sam scenariusz. Podchodzi, klęka, trwa tak nieporuszenie z głową opartą o krzyż, potem wstaje, opiera rękę, patrzy w górę, Jezusowi w oczy, całuje i odchodzi w stronę bramy głównej.

Zobaczyłem go kiedyś przypadkiem, tuż po przebudzeniu. Podszedłem do okna, żeby sprawdzić, czy nie pada, zanosiło się wieczorem. Widzę, to może za dużo powiedziane, dostrzegam sylwetkę mężczyzny chyba, bo tego też nie jestem pewien na sto procent. Jest szaro, szósta rano i dzień pochmurny. Nie koncentruję na nim uwagi, ot – przechodzi ktoś przez plac kościelny i tyle, choć pora dziwna i tu nie ma takiego zwyczaju, bo to żaden skrót, ale o szóstej rano takie myślenie jest całkowicie usprawiedliwione. Za drugim razem też mnie to jakoś szczególnie nie obeszło. Od poprzedniego minęło sporo czasu i ledwie to pamiętam. Nawet jak sobie przypominam, że już tak było, to przecież dwa razy, żadna reguła. Następny raz przyglądam się już uważnie dłuższą chwilę. Ktoś klęczy przy krzyżu, potem, wstając, opiera rękę o krzyż, trwa tak jeszcze chwilę i całuje go na odchodne. W tych wszystkich gestach widać jakąś delikatność, szacunek, ale też pewną zażyłość. Krzyż jest przytwierdzony do ściany kościoła, na plecach prezbiterium. Wysoki na parę metrów z piękną figurą Chrystusa, chyba jest w wieku samego kościoła. Dlaczego akurat tu pojawia się ten gość, a nie przy wejściu do kościoła, gdzie stoi krzyż misyjny? Może dlatego, odpowiadam sobie, że tutaj jest niewidoczny. Plac kościelny okala mur, więc z ulicy nie widać. Moje okno jest na piętrze i na wprost kościoła, tylko stąd można to zobaczyć. A może jakie szczególne nabożeństwo ma akurat do tego krzyża. Intrygujące. Przechodząc na drugi dzień obok tego miejsca, popatruję, czy nie ma jakich śladów, może co zakopane, ponosi mnie fantazja. Na początku nie mogę ustalić, czy jest jakiś stały klucz tych odwiedzin. Z czasem orientuję się, że to każdy piątek i naprzemiennie wtorek i środa. W Wielkim Poście zaś jest codziennie za wyjątkiem niedziel. Wciąż ten sam scenariusz. Podchodzi, klęka, trwa tak nieporuszenie z głową opartą o krzyż, potem wstaje, opiera rękę, patrzy w górę, Jezusowi w oczy, całuje i odchodzi w stronę bramy głównej. Zajmuje mu to ok. pół godziny w piątek i krócej, jakieś 15 minut, w inny dzień. Pytam proboszcza, czy nie zadał czasem jakiej dziwnej pokuty komu. Patrzy na mnie jak na wariata.
CZYTAJ DALEJ

Abp Depo: św. Jan Paweł II odszedł, ale się od nas nie oddalił

– Święty Janie Pawle II, ucz nas na nowo odzyskiwać sens życia, pracy i cierpienia – prosił abp Wacław Depo. Metropolita częstochowski 24 października przewodniczył Mszy św. w kościele św. Józefa Rzemieślnika w Częstochowie, podczas której do świątyni zostały wprowadzone relikwie św. Jana Pawła II.

– Wyrażamy naszą nadzieję, że nauczanie św. Jana Pawła II w naszej świątyni jeszcze raz rozjaśni nasze umysły i nasze serca – przyznał ks. Marek Kundzicz, proboszcz parafii.
CZYTAJ DALEJ

Polska znów żyje emocją

2025-10-24 21:12

[ TEMATY ]

Samuel Pereira

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Nie ta dobra, która popycha wspólnotę do wysiłku i dojrzałych decyzji; to emocja rozpędzona, lepka, obliczona na krótkotrwały efekt. Najpierw premier rozgrzewa tezę o rzekomych podsłuchach wobec jego rodziny. Potem zaprzyjaźnione media niosą ostrą, personalną dramaturgię – spór, insynuacje, mocne epitety. Wreszcie, w dniu konwencji opozycji, wraca narracja tragiczna, która z definicji unieważnia chłodną dyskusję.

"Kilka minut temu odebrałam ubranie Pawła – to, w którym został zamordowany. Po prawie siedmiu latach zwrócił mi je sąd. Całe przesiąknięte Jego krwią. A w tym samym dniu słyszę, że Jarosław Kaczyński wystawia Kurskiego jako „wyzwoliciela mediów”. Świat potrafi być okrutnie bezczelny. Zatrzymam się tu, zanim pozwolę, by mój ból zamienił się w nienawiść" - pisze Magdalena Adamowicz.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję