Reklama

Nadsańskie portrety

Stefania Podgórska-Burzmińska sprawiedliwa wśród narodów świata

Niedziela przemyska 37/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W czasie II wojny światowej praktycznie za każdą pomoc udzieloną Żydom groziła kara śmierci, jednak było wielu Polaków, którzy mimo zagrożenia życia ratowali innych ludzi udzielając im bezinteresownej pomocy. Właśnie dzięki ich heroizmowi ok. 500 przemyskich Żydów przeżyło wojnę. Warto pamiętać, że za pomoc udzieloną Żydom Niemcy zamordowali w samym tylko Przemyślu 568 Polaków, jednak ludzki odruch pomocy potrzebującemu człowiekowi w niektórych wypadkach był silniejszy od strachu.
Znamiennym przykładem na to jest postać Stefanii Podgórskiej [Fusi], która jako 17-letnia dziewczyna wraz z 9-letnią siostrą Helenką w domu przy ul. Tatarskiej 3 przez 15 miesięcy ukrywała, żywiła, ubierała i ratowała od chorób grupę 13 Żydów.
Stefania Podgórska urodziła się w 1925 r. w miejscowości Lipa. Ojciec jej był rolnikiem, matka zaś położną zajmującą się domem i wychowaniem ośmiorga dzieci.
W 1938 r. po śmierci ojca, w wieku 14 lat rozpoczęła pracę w przemyskim sklepie żydowskiej rodziny Diamant, zamieszkując wraz z nimi przy ul. Mickiewicza. Z chwilą wybuchu II wojny światowej, sklep wprawdzie nadal funkcjonował, ale ciężko było zorganizować do niego towar. Stefania pomagała nabywając produkty na „czarnym rynku”.
W październiku 1942 r. rodzina Diamant przeniosła się do getta. Matkę Stefanii wywieziono na roboty do Niemiec i dziewczyna musiała zaopiekować się swoją dziewięcioletnią siostrą Helenką. Początkowo nie mając pieniędzy Stefania jedzenie zdobywała płacąc za nie ich własnymi ubraniami.
Od 18 listopada 1942 r. rozpoczęła się likwidacja przemyskiego getta. Żydzi byli masowo wywożeni do obozu zagłady w Bełżcu lub rozstrzeliwani na miejscu. Pewnego dnia w drzwiach domu Stefanii przy ul. Mickiewicza stanął Max Diamant, syn jej byłych żydowskich pracodawców, technik dentysta, który wraz z bratem i kuzynem uciekł z transportu kolejowego do Bełżca. Właśnie w ten sposób zaczęła się pełna poświęcenia i trudu historia ukrywania przez siostry Podgórskie 13 Żydów.
Relacje z tamtych wydarzeń przedstawił do wiadomości Instytutu Yad Vashem w Jerozolimie mąż Stefanii Podgórskiej, Jan Burzmiński [Maksymilian Diamant] ur. w 1915 r. w Wiedniu. Zostały one odnalezione, opracowane i spisane przez prof. Wacława Wierzbieńca w publikacji „Losy przemyskich Żydów podczas II wojny światowej w relacjach świadków, z archiwum Yad Vashem w Jerozolimie”.
„Przyjęła mnie. Zostałem u niej. Początkowo ukryty byłem za stertą ziemniaków pod łóżkiem. To było jednak bardzo niebezpieczne bo do Stefy przychodziło dużo ludzi. Postanowiliśmy zrobić kryjówkę w kaflowym piecu […] Stałem na ruszcie wyprostowany, stałem tak cały czas. W tym czasie mój brat [obecnie dr Zawadzki z Izraela] wraz ze swoją żoną skoszarowany był w podmiejskim gospodarstwie rolnym […] jednak sprowadzili ich do getta, bratowa uciekła. Mówiono, że jest kuzynką Stefy, że przyjechała ze wsi, że jest w ciąży […]
To wszystko jeszcze byłoby nic, ale pewnego dnia przyszło dla Stefy wezwanie do Arbeit-zamtu na wyjazd do Niemiec. Odtąd ukrywać się u niej nie było można. Ona sama była pod obserwacją. W I 1943 r. wróciliśmy do getta […] W międzyczasie Stefa uzyskała pracę w fabryce «Minerwy». 100 kilka dni wychodziłem z getta do niej po żywność […]
W lutym 1943 r. postanowiliśmy znaleźć na stronie aryjskiej mieszkanie i zbudować w nim bunkier. Po długich staraniach udało się znaleźć mieszkanie na ulicy Tatarskiej 3. Był to parterowy dom, przybudówka do dużego dwupiętrowego, z oddzielnym wejściem od podwórza, dwoma pokojami i kuchnią.
W marcu 1943 r. nad ranem w umówiony dzień ja i Siunek Hirsz przeszliśmy z getta na Tatarską. Po przyjściu na miejsce okazało się, że w pokoju stoją dwa łóżka i pod jednym z nich można zrobić kryjówkę. Nocą kopaliśmy ziemię. Wynosiliśmy […]. Po jakimś czasie Stefa wymyśliła coś nowego - kupiła parę snopów słomy i za tą słomą chowaliśmy się na strychu. Wówczas przyszła mi do głowy myśl, żeby na strychu zrobić bunkier dla mojej rodziny i kilku znajomych z getta. Jedna ze ścian strychu przytykała do dwupiętrowego domu i miała przybudowaną ścianę z poprzeczną belką i murkiem. Między tymi dwiema ściankami była bardzo mała przestrzeń. Pomyślałem sobie, że imitując przesunięcie tej ściany, można poszerzyć przestrzeń i tam właśnie przygotować miejsce dla kilku osób. Do zrobienia drugiej ściany potrzebowałem desek. Musiały one jednak być stare, podobne do istniejącej już ścianki […]. Potrzebne były również cegły na murek. Przyniesieniem cegieł zajęła się siostrzyczka Stefy. Ta mała 9-letnia dziewczynka nosiła po 4-5 cegieł na jeden raz. Po kilkunastu takich turach naderwała sobie żołądek […]. Wreszcie pewnego dnia postanowiliśmy schowek skończyć. Stefa ogłosiła wszystkim sąsiadom, że robi duże pranie, otworzyła okna i drzwi, a w końcu poszła po sznury do wszystkich sąsiadów. Imitując przybijanie gwoździ na sznury przybiliśmy całą ściankę. Następnego dnia zrobiliśmy murek. W żadnym wypadku nie różniła się ta ścianka od poprzedniej, tylko, że przestrzeń między nimi wynosiła 8 m2.
Schowek obliczony był na 7 osób. Tyle planowaliśmy sprowadzić. W niedługim czasie jednak znalazło się tu 13. Byli to - ja, brat Zawadzki z żoną (Danuta Karfiot), Jan Dorlich, Władysław Orlicz-Szylinger z córką Krystyną, Siunek i Leon Hirszowie, Jeleński z żoną Krystyną i Cymermanowa z dwojgiem dzieci - Cesią i Jankiem.
Przesiedzieliśmy z nimi 15 miesięcy”.
O życiu Żydów w tym domu wspominał również nieżyjący już Michał Ryzner, który wraz z rodziną mieszkał w czasie okupacji na piętrze, a relację z jego wspomnień przekazał Jerzy Dobrowolski, sąsiad z przeciwległej kamienicy, zamieszkujący ją od 1947 r.
„Jako dziecko często bawiłem się w wykopie wykonanym przez Żydów. Dziura była rozmiarów 2/2 m i wyryta została w bocznej ścianie domu, schodząc podkopem pod mur karmelitański (niegdyś cerkiewny), służyła im w chwilach największego zagrożenia.
Siostry Podgórskie zamieszkiwały przybudówkę. Wejście do ziemianki znajdowało się w rogu pokoju i przysłonięte było łóżkiem. Podczas kopania nie mając gdzie wywieźć ziemi usypywali ją w sieni oraz na podłodze znajdującego się nad mieszkaniem stryszku. Obok mieszkania dziewczynek zakwaterowani byli folksdojcze pracujący w pobliskim szpitalu, a w kolejnej izbie mieszkał mężczyzna pochodzenia ukraińskiego, na piętrze zaś rodzina Ryznerów.
Żydzi nie przebywali cały czas w wykopie czy na stryszku. W dzień kiedy dziewczyny szły po żywność i zamykały drzwi na klucz, ludzie ci przebywali w ich mieszkaniu. Na stryszek prowadziła drabina z sieni. Nocą schodzili z niego na dach przyległych do muru komórek, a stamtąd na ogród cerkiewny odetchnąć świeżym powietrzem.
Stefania ukrywając tylu ludzi, musiała prać ich ubrania, gotować i zdobywać żywność. Czasami robiła na drutach swetry, aby wymienić je za jedzenie. Wodę brała z pobliskiej studni, ścieki wylewała do kanału obok domu. Sąsiedzi wiedzieli o ukrywaniu Żydów, ale udawali, że nic nie widzą. Nikt z nich również nigdy nie zapytał się poco im tyle żywności. Nikt jej nie pomagał ani nie przeszkadzał. Ona sama z nikim nie rozmawiała, a mała Helenka nie bawiła się z dziećmi sąsiadów. Kiedyś Ryznerowie widzieli jak Żydzi wchodzą na dach i przechodzą do ogrodu. Często po wyjściu dziewczynek ruszała się w pokoju firanka”.
Na początku 1944 r. Niemcy nakazali Stefanii w ciągu dwóch godzin opuścić ten dom, ona jednak mimo rozkazu pozostała, wiedząc, że jej odejście równać się będzie ze śmiercią trzynastu osób.
Mieszkanie dziewcząt zajęte zostało przez dwie niemieckie pielęgniarki, a one przeniosły się do pokoiku na poddaszu. 27 lipca Armia Radziecka wkroczyła do Przemyśla. Z ukrycia po 15 miesiącach wyszło trzynaścioro wynędzniałych i słabych, ale przede wszystkim żywych Żydów.
Po wojnie Max przybrał nazwisko Josef Burzmiński i poślubił Stefanię. Do 1945 r. mieszkali w Przemyślu na pl. Dąbrowszczaków, po czym wyjechali do Wrocławia, gdzie on ukończył studia medyczne. W 1957 r. wyemigrowali do Izraela, a następnie do Stanów Zjednoczonych. Mieli dwoje dzieci syna i córkę. Obecnie mieszkają w Kanadzie. Helena Podgórska po wojnie pozostała w Polsce, zamieszkała we Wrocławiu, gdzie wyszła za mąż i pracowała w zawodzie lekarza.
Maks powrócił w to miejsce w połowie lat 90. z myślą pokazania go swoim dzieciom. Po wywiadzie udzielonym mediom rozmawiał również z sąsiadami. Wizyta ta ożywiła jego wspomnienia z okresu wojny, które przekazał Wacław Baran prowadzący w tym domu zakład obróbki metali.
„Dom ten w 1982 r. został przeznaczony do rozbiórki. Dowiedziawszy się o tym zapragnąłem zaadoptować go pod działalność gospodarczą. Z pomocą przyjaciół udało się i zacząłem produkować deficytowe na rynku w tym czasie kaloryfery, a przy okazji został uratowany przed wyburzeniem symbol przemyskiego holokaustu. W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych odwiedził mnie tutaj Pan Józef Burzmiński mąż Stefanii Podgórskiej, ukrywający się tu wraz z pozostałymi podczas okupacji. Przyjechał z synem i ekipą telewizyjną. Był to okres tuż przed realizacją filmu o Stefanii pt. «W kryjówce milczenia». Między innymi opowiedział on wtedy ciekawą historię z okresu pobytu w kryjówce.
«Zapewne Bóg chciał abyśmy wszyscy przeżyli. Pewnego dnia Stefania przyniosła do domu kwokę, która wysiedziała trzynaścioro kurcząt. Cała trzynastka kolejno padła. Bóg zabrał te istoty aby uratować nas - ludzi. Myślę, że zbieg cyfr i wydarzeń nie jest przypadkowy».
Przy odjeździe pan Józef powiedział mi znamienne słowa «Proszę pilnować tego miejsca, ja tu wrócę i zrobię tu muzeum»”.
Można dodać; aby kolejne pokolenia pamiętały o latach holokaustu, a czyn Stefanii mógł posłużyć jako przykład niezwykłego heroizmu i bezinteresownego poświęcenia dla drugiego człowieka. Zapewne słowa te znaczyły wiele dla całej trzynastki, która wygrała walkę o przetrwanie oraz dla wszystkich Żydów ocalałych od eksterminacji dzięki takim ludziom jak Stefania i Helenka. Za heroiczny czyn w 1979 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie uhonorował obie siostry tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2012-12-31 00:00

Oceń: +2 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Modlitwa św. Jana Pawła II o pokój

Boże ojców naszych, wielki i miłosierny! Panie życia i pokoju, Ojcze wszystkich ludzi. Twoją wolą jest pokój, a nie udręczenie. Potęp wojny i obal pychę gwałtowników. Wysłałeś Syna swego Jezusa Chrystusa, aby głosił pokój bliskim i dalekim i zjednoczył w jedną rodzinę ludzi wszystkich ras i pokoleń.
CZYTAJ DALEJ

Odwaga wyciągniętych rąk

2025-11-18 17:34

[ TEMATY ]

Wrocław

Magdalena Lewandowska

Przewodniczący Polskiego i Niemieckiego Episkopatu podpisali wspólnie oświadczenie "Odwaga wyciągniętych rąk", nawiązujące do Orędzia Pojednania z 1965 roku.

Przewodniczący Polskiego i Niemieckiego Episkopatu podpisali wspólnie oświadczenie Odwaga wyciągniętych rąk, nawiązujące do Orędzia Pojednania z 1965 roku.

– Odwaga do ryzykownego gestu pojednania w 1965 roku zrodziła się z głębi chrześcijańskiego, ale jednocześnie bardzo ludzkiego ducha – mówią polscy i niemieccy biskupi.

W 60. rocznicę Orędzia Pojednania Eucharystii w katedrze wrocławskiej przewodniczył abp Tadeusz Wojda, przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, a koncelebrowali ją biskupi i kardynałowie z Polski i Niemiec wraz z Nuncjuszem Apostolskim abp. Antonio Filipazzi. Przewodniczący Polskiego i Niemieckiego Episkopatu podpisali wspólnie oświadczenie "Odwaga wyciągniętych rąk", nawiązujące do Orędzia. Podkreślają w nim, że listy wymienione między biskupami Polski i Niemiec w 1965 roku były punktem zwrotnym nie tylko dla Kościoła, ale także dla relacji między narodami. „Gotowość Polskiego Episkopatu do wyjścia w 1965 r. myślą poza głębokie historyczne rany i lęki była w najlepszym tego słowa znaczeniu rewolucyjna i otworzyła nowe perspektywy. Pamiętne słowa „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie” były wyrazem prorockiego rozeznania, które odrzucało zgodę na sytuację naznaczoną strachem, krzywdą i przemocą. Odwaga do tego ryzykownego gestu pojednania zrodziła się z głębi chrześcijańskiego, ale jednocześnie bardzo ludzkiego ducha. Chrystus zaprasza wszystkich, którzy za Nim idą, niezależnie od przynależności narodowej, do przebaczenia i miłości nieprzyjaciół” – czytamy w dokumencie. Biskupi zwracają uwagę, że mimo iż na drodze pojednania polsko-niemieckiego udało się osiągnąć wiele, znacznie więcej niż ludzie mogli sobie wyobrazić w 1945 r., historyczne krzywdy nadal wpływają na naszą teraźniejszość. – „Prośba o przebaczenie nie oznacza, że niemieckie zbrodnie, wojna przeciwko Polsce, holokaust i wszystkie skutki panowania narodowych socjalistów mogą zostać zapomniane. Również wysiedlenie najpierw Polaków, a następnie Niemców z ich ojczyzny nie mogą popaść w zapomnienie. To właśnie ze wspólnej pamięci może wyrastać siła pojednania i odwaga do budowania bardziej pokojowej przyszłości w Europie – przekonują hierarchowie.
CZYTAJ DALEJ

Leon XIV w Castel Gandolfo o Ukrainie, migrantach w USA i swoim odpoczynku

2025-11-18 21:48

[ TEMATY ]

Leon XIV

Vatican News

W kwestii Ukrainy trzeba nalegać na pokój, zaczynając od zawieszenia broni, a potem przejścia do dialogu – powiedział Leon XIV podczas briefingu dla mediów w Castel Gandolfo. Poparł przesłanie biskupów amerykańskich w sprawie migracji. Powiedział też, w jaki sposób odpoczywa w każdy wtorek w Castel Gandolfo.

Tradycyjnie przed wjazdem z Castel Gandolfo we wtorek wieczorem Papież spotkał się z przedstawicielami mediów. Zapytany, czy sprawiedliwe byłoby zawarcie pokoju na Ukrainie w zamian za oddanie Rosji części terytoriów ukraińskich Leon XIV odpowiedział, że to Ukraińcy sami mogą decydować w tej sprawie. „Konstytucja Ukrainy jest bardzo jasna. Problem polega na tym, że jeśli nie ma zawieszenia broni, jeśli nie dochodzi się do jakiegoś punktu, w którym można usiąść do dialogu, by zobaczyć, jak rozwiązać ten problem, to niestety każdego dnia ludzie umierają. Myślę, że trzeba nalegać na pokój, zaczynając od tego zawieszenia ognia, a potem przejść do dialogu” – stwierdził papież.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję